Tym razem to było całkiem inne przedstawienie grupy „Wyso(c)ki Poziom”. O odmiennym niż wcześniejsze sztuki klimacie, o bardzo aktualnej tematyce, paradoksalnych zwrotach akcji i niezwykle zaskakującym przesłaniu…
Kto oglądał, na pewno miał momenty totalnego rozczulenia, ale też rozbawienia, czując przy tym zapewne również w sercu nutkę sentymentalizmu. Bo to opowiadanie o tym, co aktualne od lat, o naszych pragnieniach, tęsknotach, kobiecych aspiracjach, niespełnionym powołaniu, a także o niewygodnych rolach, w które niestety często wbija nas życie. Kobiecość może mieć bowiem różne przejawy, w zależności od okoliczności, czasów, miejsca, ludzi, którzy nas otaczają. Bywa, że rozczarowuje mężczyzn, którzy też są przyzwyczajeni do schematów, pradawnych stereotypów, a ci mniej zaradni i empatyczni – nie potrafią zajrzeć w kobiece wnętrze i rozpoznać, czego ona tak naprawdę oczekuje… Ach, ci mężczyźni… A przecież wszyscy tak mocno się nawzajem potrzebujemy!
Sztuka autorstwa Laury Lane i Ellen Haun – całkiem niechcący wpadła naszej Pani Dyrektor Ewie Karkowskiej – w ręce. Twierdzi, że jak zobaczyła okładkę i przeczytała kilka wyrwanych z kontekstu zdań, od razu wiedziała, że wystawi ją z uczniami na scenie! No i złożyło się, że akurat na wiosnę, i akurat prawie na Dzień Kobiet. Wiosna, wiosna, wiosna… Ile miłości kryje się w jej powabnych zapachach i barwach. Ile tęsknoty i nadziei! Tak właśnie została pokazana w sztuce ludzka natura. Każdy szuka się tutaj nawzajem. Każdy jest też nieco egocentryczny. A czy miłość w istocie taka nie jest? Zapatrzenie w drugą osobę, to tak naprawdę klimat wokół niej, w którym my sami czujemy się jakoś inaczej – niezwykli, nagle ważni, piękni, osobliwi. Tylko czy umiemy w tym całym nastroju uszanować, zaakceptować wady, autentyczne położenie i oczekiwania tej drugiej połowy? Czy naprawdę chcemy dać szczęście – właśnie jej?
Sztuka była podzielona na pięć części – pięć „baśni”, które tylko z początku jednak przypominały tradycyjną fabułę. W miarę wchodzenia w relację z drugą osobą, zaczynały się „schody”. Bo na początku rzeczywiście chce się i wydaje – że wszystko potoczy się jak z płatka. Intryguje nas nowość i nasza w tej nowości znamienna rola… Jako kobiety – oczekujemy cudownego księcia na białym koniu, który od pierwszego wejrzenia zaakceptuje wszystkie nasze cechy i uzna za urocze. I my wtedy jesteśmy w stanie dla kogoś tak oddanego – głowę stracić… Ale stopniowo, stopniowo- nadchodzi wielkie „bum”. Nie tak przecież miało być. Książę jest zbyt pewny siebie i przyzwyczajony do łatwych, krótkich, ograniczonych gestów uznania. Calineczka przekonuje się, że życie z Królem Elfów będzie zbyt nudne i jednostajne, a ona pragnie wrażeń. Zresztą elegancki królewicz chce tylko zaspokoić swoje ambicje – reprezentatywne. Władcza macocha z „Królewny Śnieżki” przez swój upór i pychę nie potrafi nawiązać prawidłowych relacji z otoczeniem i tak naprawdę jest samotna i nieszczęśliwa. Czerwony Kapturek to młoda dorastająca dziewczynka narażona na agresję i rozczarowania w zdemoralizowanym świecie. A Kopciuszek… – zamiast romantycznie się zakochać, zagorzale walczy o… – równouprawnienie.
Czy szklany sufit schematów i konwenansów, mitów dotyczących zarówno pięknych, delikatnych, troszkę lubiących być pokrzywdzonymi przez los – kobiet oraz – odważnych, gotowych góry przenosić, troskliwych i szlachetnych mężczyzn – zostanie rozbity??? Nasi niezwykle mocno zespoleni ze swoimi rolami aktorzy – świetnie to pokazali. Tak, baśnie są cudowne i inspirujące i każdy chociaż przez chwilę – chciałby w takiej baśni zagrać. Ale prawdziwe życie to ciągłe napotykanie przeszkód, niesprawiedliwości, nieszczerości, upokorzeń- i wtedy baśniowy klimat pryska. Czy możliwe jest więc odnalezienie w tym zgiełku walki o własną odrębność- prawdziwej, głębokiej miłości? Przełamanie stereotypów, mimo tego, że troszkę by się jednak chciało czasem je utrzymać? Czy jest możliwa dzisiaj, w czasach powszechnej swobody i walki o swoje prawa- wzruszająca, inspirująca, uległa, spontaniczna, nieokiełznana miłość?
Nie trzeba już chyba przedstawiać z osobna wszystkich młodych aktorów, jacy po raz kolejny, w sposób spontaniczny, całkiem naturalny, wcielili się w dość wymagające, bo dwuwymiarowe role baśniowych bohaterów. Jak uczą się tak szybko i perfekcyjnie tekstów? Kiedy znajdują czas na teatralne spotkania? Skąd czerpią motywację i zapał do tak częstej „zmiany masek”? Co im pomaga zrozumieć i przeniknąć – skomplikowane psychologicznie charaktery swych postaci? Są młodzi i pełni zapału, ale też niezwykle ciekawi świata – i to dodaje im skrzydeł. By sztuka mogła jednak zostawić tak wiele cennych przemyśleń, trzeba ją poczuć i umieć zagrać nie tylko werbalnie, ale całym sobą. I tu – niezbędny jest talent!
Perfekcyjnym reżyserem kolejnego udanego przedstawienia szkolnego teatru „Wyso(c)ki Poziom” w wareckim liceum była Pani Ewa Karkowska. Spektakl odgrywano przez trzy dni z rzędu. Szczególny wymiar miał ostatni pokaz, gdyż uhonorowano wtedy uczniów wyjątkowo zasłużonych w tym względzie, tych, którzy poświęcili się tej pasji przez cały czas trwania swojej edukacji w LO – przez cztery lata. Julka Biedrzycka, Sara Leonardziak, Damian Włodarczyk – w tym roku przygotowują się do matury i kończą swoją niezapomnianą przygodę ze szkolną sceną. Zostali przez Dyrekcję obdarowani rzewnymi uściskami, kwiatami i artystycznie wykonanymi albumami ze zdjęciami – wspomnieniami ze wszystkich swoich odegranych na deskach liceum – ról.
Oj, łezki w oczach się zakręciły…
Co będzie dalej? Repertuar ciekawych dzieł współczesnych i z klasyki literatury – jest ogromny. A młodzieży w wareckim liceum także przybywa. Czy będzie siła, aby to dalej na tak wysokim poziomie pociągnąć? Serca nie brakuje…
Agnieszka Rudnicka